Szczyt na Alasce: test dla Putina i Zachodu czy powtórka z Monachium?

Nadchodzący szczyt na Alasce z udziałem Donalda Trumpa i Władimira Putina budzi ogromne emocje i kontrowersje. Sekretarz generalny NATO Mark Rutte przekonuje, że nie grozi nam powtórka z Monachium z 1938 roku, lecz prawdziwy test dla przywódcy Rosji. Czy spotkanie wyznaczy nowy kierunek dla wojny na Ukrainie, a Zachód zdoła utrzymać jedność wobec presji Kremla? Przeczytaj analizę kluczowych stwierdzeń i opinii ekspertów.
Szczyt na Alasce – nowe rozdanie czy polityczna iluzja?
W nadchodzący piątek furorę na świecie robi zapowiadany szczyt na Alasce, podczas którego mają spotkać się Donald Trump, Władimir Putin i – jak zapowiadają amerykańskie źródła – potencjalnie także Wołodymyr Zełenski. Inicjatywa ta już teraz porównywana jest przez część komentatorów do układu monachijskiego z 1938 roku, kiedy w imię pokoju oddano kluczowe terytoria Czechosłowacji. Sekretarz generalny NATO, Mark Rutte, stanowczo sprzeciwia się jednak tym analogiom. W wywiadach dla CBS i ABC podkreśla, że to nie Zachód jest strony negocjującej z pozycji słabości, a szczyt jest raczej sprawdzianem dla Putina – na ile rzeczywiście jest gotów zakończyć swoją agresję wobec Ukrainy.
Stawka spotkania jest ogromna: wojna na Ukrainie wciąż pochłania ludzkie życie i destabilizuje sytuację w Europie Wschodniej. Dla Rutte i NATO to także moment pokazania, iż Zachód nie występuje w roli petenta i nie zamierza zgadzać się na rosyjskie warunki dotyczące terytorium czy przyszłości Ukrainy.
NATO: Zachód nie uzna aneksji, Rosja nie ma prawa weta
W trakcie rozmów na Alasce kwestia przynależności terytorialnej okupowanych przez Rosję obszarów Ukrainy oraz gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa będą kluczowe. Mark Rutte jednoznacznie przypomina stanowisko Sojuszu: Zachód nigdy nie uzna prawnie aneksji ukraińskich terytoriów – tak jak USA nie uznały nigdy przymusowego wcielenia państw bałtyckich do ZSRR. „Nie Rosja będzie decydować, czy Ukraina wstąpi do NATO” – podkreśla.
Te słowa powtarza także ambasador USA przy NATO, Matthew Whitaker. W wywiadzie dla CNN mówi: „Członkostwo w NATO to decyzja 32 państw, nie Rosji. Kreml nie ma prawa weta wobec suwerennych decyzji sojuszu”. To ważny sygnał dla wszystkich, którzy obawiają się, że presja Putina może doprowadzić do formalnego lub faktycznego zamrożenia ukraińskich aspiracji euroatlantyckich.
Stary kontynent między historycznymi analogiami a presją realpolitik
Podziały wokół „Monachium 2.0” podsyca retoryka zarówno polityków, jak i ekspertów. Max Boot – historyk i publicysta „Washington Post” – przestrzega, że polityczne kalkulacje Donalda Trumpa mogą skutkować powtórzeniem błędu Brytyjczyków, którzy w 1938 roku oddali Hitlerowi Sudety. Boot przypomina porażkę strategii appeasementu i podkreśla, że oddawanie czegokolwiek bez zgody zainteresowanych – w tym przypadku Ukrainy – jest nie tylko nieodpowiedzialne, ale prowadzi do kolejnych konfliktów.
Dla Rutte jednak sprawa jest jasna: „Podczas rozmów na Alasce nie zostanie uzgodniony żaden końcowy układ. Głos będą mieć Ukraina i Europa, a nie tylko USA i Rosja”. To stanowisko wzmacniają też głosy z administracji Bidena – Biały Dom podkreśla, że jeśli szczyt dojdzie do skutku, musi odbywać się przy stole z udziałem wszystkich zainteresowanych stron.
Dostawy broni i geopolityczna gra długofalowa
Pomimo planowanego szczytu, dostawy broni dla Ukrainy mają być kontynuowane. Zarówno Mark Rutte, jak i amerykański ambasador przy NATO zapewniają, że decyzje w tej sprawie nie będą uzależnione od rozmów na Alasce. „Zakupy uzbrojenia przez Amerykanów, Holandię i kraje skandynawskie mają kluczowe znaczenie dla utrzymania presji na Putina” – zaznacza Whitaker. W opinii wielu ekspertów, to właśnie nieustanne wsparcie militarne Zachodu zmusiło Kreml do poszukiwania nowych rozwiązań dyplomatycznych, czego efektem ma być szczyt z udziałem Trumpa.
Równocześnie, samo spotkanie – niezależnie od efektów – testuje jedność NATO i spoistość polityki Zachodu. Przyszłość Ukrainy, jej bezpieczeństwo i przynależność do światowych struktur pozostają kartą przetargową, której los zdecyduje się nie tylko na polu bitew, ale także – jeśli nie przede wszystkim – na międzynarodowych salonach dyplomatycznych.
Czy Zachód zachowa jedność?
Chociaż kolejne szczyty i negocjacje dają nadzieję na postęp w rozmowach pokojowych, wielu komentatorów obawia się, że przełom może być tylko pozorny. Przypominając lekcje z historii, eksperci nawołują: nie można negocjować ponad głową Ukrainy, oddawać terytoriów w imię „chwilowego pokoju”. Jak trafnie zauważył Winston Churchill po Monachium: „Mieliśmy wybór pomiędzy hańbą i wojną. Wybraliśmy hańbę i będziemy mieli wojnę”.
Mark Rutte powtarza z mocą: Zachód jest jednością – USA, Europa i Ukraina nie ugną się pod presją Kremla. Czy tak będzie w rzeczywistości? Kluczowe okażą się nie deklaracje, lecz realne działania po szczycie na Alasce.
Podsumowanie: Szczyt na Alasce – szansa czy ryzyko?
Zbliżające się spotkanie na Alasce dla jednych jawi się jako historyczny test dla Putina, dla innych – ryzyko powtórki z Monachium. Podczas gdy zachodni przywódcy zapewniają, że nie ugną się pod żądaniami Kremla i będą respektować suwerenność Ukrainy, nie brakuje głosów sceptyków. Ostateczny bilans szczytu zależeć będzie od jedności Zachodu, determinacji Ukrainy i gotowości do wspólnego przeciwstawienia się imperialnym zakusom Moskwy. Pewne jest jedno – piątkowe rozmowy mogą realnie wpłynąć na przyszłość nie tylko Ukrainy, ale i całej Europy.